|
Autor |
Wiadomość |
Agness91
Nowonarodzony
Dołączył: 18 Cze 2009
Posty: 39 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Turów
|
Wysłany:
Nie 19:17, 14 Lut 2010 |
|
Boże jak pięknie ... hmmm...
Nareszcie postarają się przed sobą odkryć
Akcja z tym nocnym pływaniem i nalotem na gabinet dyrektora bardzo mi się spodobała ;D też mam czasem takie "mądre" pomysły xD ;D
Super jest ten pomysł z pokonywaniem wspólnie ich choroby, z tego może wyjść coś naprawdę pięknego :)
Nie mam dziś weny na pisanie komentarzy, więc żeby nie maślić kończę już ;D
Weny i czasu życzy Agness ;* |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Misty butterfly
Wilkołak
Dołączył: 07 Lis 2009
Posty: 228 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 11 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 21:17, 14 Lut 2010 |
|
Czemu ty zawsze tak robisz, co? Zawsze konczysz w takim momencie i teraz bede sie zastanawiac jak potoczy sie ich rozmowa, i wymysle sto scenaruszy a ty i tak nas czyms zaskoczysz...Ale to w sumie dobrze trzymasz w napieciu
Bella szturchajaca Jacoba kijem bejsbolowym taa to musialo byc komiczne Ciekawa jestem co tez sobie pomyslal kiedy zobaczyl ja rano z bejsbolem w reku w swoim pokoju....
Zalozyl koszulke-szkoda
Oj Bella to ma przerozne mysli w tej swojej glowce. I jeszcze ten tekst skierowany do Rosalie. Musiala przezyc szok slyszac ze swiat wcale nie jest taki ideany i ludzie naprawde zmagaja sie z wazniejszymi problemami niz brudna umywalka...
Czyli ze uczucie Blacka jest odwzajemnione? Inaczej nie interesowalaby sie tak bardzo jego przeszloscia, uczuciami itd. Poza tym mysli ja zdradzaja, widac ze Jacob jej sie podoba i to nie tylko z wygladu, intryguje ja jego charakter. To jaki jest w srodku, musiala sie domyslic ze utrata bliskich osob zmienila jego nastawienie do swiata i zycia...
te przestrogi Jaspera przed Jacobem. Troskliwy przyjaciel czy moze zazdrosny chlopak? Czy moze jedno i drugie? Coz dowiemy sie....Bardzo czekam na taka sytuacje kiedy np. Jacob ja przytuli, jestem ciekawa jak Bella zareaguje Teraz czeka ich rozmowa...wet za wet, jak to bedzie wygladac?
Bardzo mnie zasmucilo ze powoli konczysz...;( Na pewno przeczytam wtedy cale opowiadanie od poczatku
Coz czekam na dalszy przebieg zdarzen... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Paramox22
Zły wampir
Dołączył: 15 Sie 2009
Posty: 281 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 32 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: znad morza... no prawie xD
|
Wysłany:
Pon 11:07, 15 Lut 2010 |
|
Hah, przybyłam i nawet się nie spóźniłam :P
Ja określiłabym ten rozdział mianem przełomowego. Jestem dumna z Belli, jakby jakąś moją podopieczną była, że poszła tam, zrobiła, powiedziała co chciała. W pierwszej chwili miałam ochotę sama wziąć kij i przywalić Jacobowi, kiedy myślałam, że ją wyrzuci z mieszkania. Chociaż w sumie dobrze się zachował, większość ludzi wygoniłaby rannego gościa z kijem bejsbolowym w ręce. Naprawdę świetnie, że w końcu zaczną wyjawiać sobie swoją przeszłość, to na pewno im pomoże lepiej niż jakaś terapia. Martwi mnie jednak to tempo, nie jestem gotowa, aby porzucić Wypalonych, a zbliżamy się powoli do końca. Przepraszam, że to taki dziwny komentarz, ale ranne pobudki nie wpływają na mnie dobrze.
Pozdrawiam,
paramox |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Doris89
Nowonarodzony
Dołączył: 20 Paź 2009
Posty: 45 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Grudziądz
|
Wysłany:
Wto 11:01, 16 Lut 2010 |
|
A tym razem nie przegapiłam nowego rozdziału:D:D Jestem z siebie dumna.
Przeczytałam go już wczoraj ale nie miałam już siły na komentownie bo byłam masakrycznie zmęczona
Więc tak: rozdział jak dla mnie przełomowy. Zdziwiło mnie zachowanie Jacoba. Sądziłam, że wykopie Bells ze swojego pokoju... no ale co się dziwić jak budzisz się, a tu dziweczyna stoi koło twojego łóżka z kijem bejsbolowym.heh
Tak się zastanawiam... Bella też coś "silnego" czuje do Jacoba?? Czyli skończą jako para i przezwyciężą swoje lęki??
Szkoda, że kończysz juz to opowiadanie:(
Czekam na ciąg dalszy... " wet za wet"
WENY!!! |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Doris89 dnia Wto 11:03, 16 Lut 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Aurora Rosa
Dobry wampir
Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 695 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 54 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z własnej bajki
|
Wysłany:
Wto 19:02, 16 Lut 2010 |
|
dawno nie komentowałam, co nie znaczy, że nie było mnie tu gdy tylko pojawił sie nowy rozdział. Śledzę na bieżąco każdą część i każdą się zachwycam.
ZF to opowiadanie to mój nr 1 na tym forum. Rozbraja mnie, rozczula, bawi, smuci i zawsze ciekawi. Dosłownie byłam dumna z Bells, gdy pojawiła się u Jackoba i powiedziała mu o czym wie. A kwestia bejsbola mnie rozwaliła. Wiem jakich gabarytow może być taki kij, więc myśl o drobnej Belli z czymś takim w rękach był dla mnie przekomiczny. Widać juz w niej zmiane na lepsze, przestaje być takim zamkniętym w sobie odludkiem. Zaczyna chcieć wyjść do ludzi, otwiera się i to jest wspaniałe.
Czekam, jak zawsze z niecierpliwościa, na nowy rozdział
Weny |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Annie_lullabell
Zły wampir
Dołączył: 07 Sty 2009
Posty: 292 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdańsk
|
Wysłany:
Czw 17:03, 18 Lut 2010 |
|
Mimo choroby, mimo odleglosci od domu, postanowilam wlaczyc forum specjalnie, by sprawdzic co nowego u twych bohaterow. I sie nie zawiodlam. Jestem zaskoczona obrotem sprawy. Ale raczej pozytywnie. Musze tez przyznac, ze to jedna z najlepszych historii, wsrod tych, ktore mialam okazje czytac i komentowac. Tak wiem, ze sie powtarzam I tez mi szkoda, ze niedlugo koniec. Mam nadzieje, ze potem napiszesz cos rownie dobrego ;D
Pozdrawiam, zakatarzona i wyemigrowana (stad brak polskich literek) Annie ;** |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Olusia89
Nowonarodzony
Dołączył: 01 Paź 2009
Posty: 1 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: 3miasto
|
Wysłany:
Nie 11:42, 21 Lut 2010 |
|
Od bardzo długiego czasu czytuję opowiadania na tym forum anonimowo. Ale Twój tekst skłonił mnie do ujawnienia swojego istnienia na forum. Dawno nie czytałam tak intensywnie naładowanego emocjami tekstu. Próba zrozumienia psychiki Twoich bohaterów wypełnia mój umysł całkowicie. Niesamowicie przedstawiasz problemy, z którymi się zmagają. Po części nawet rozumiem ich i tym samym chyba i Ciebie (zwłaszcza, że mówiłaś tekst jest oparty na Twoich przeżyciach).
Widać że i Bella i Jake robią ogromne postępy w bardzo krótkim czasie, co napawa ogromną nadzieją na poprawę. Otwierają się względem siebie i to jest ważne. Ciekawa jestem interakcji jakie wytworzysz jeszcze między bohaterami bo z całości wywnioskowałam że trzech chłopaków kocha się w Belli. Co jest dość... zaskakujące, tak to chyba dobre określenie. Życzę wena i czekam na kolejny rozdział : ) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Zmierzchowa fanka
Wilkołak
Dołączył: 15 Maj 2009
Posty: 103 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 41 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Spod pióra S. Kinga
|
Wysłany:
Śro 18:51, 24 Lut 2010 |
|
Kochane dziewuszki, że tak się wyrażę, małymi kroczkami zbliżamy się do końca, nie rozpaczajcie mi tutaj. Nie mam zamiaru za dwa rozdziały wyskoczyć z epilogiem. Nie porzucę Was aż tak szybko. Zwyczajnie "czuję mrowienie" w palcach i nie mogę się doczekać, ponieważ mam nadzieję, że koniec Was zaskoczy (niekoniecznie mile). Przyznam szczerze, że jestem okropnie niezdecydowana i mogę wpaść na coś w trakcie i okaże się, że mamy trzy części dodatkowe.
Chcę tylko dodać, że jestem z siebie szczerze dumna czytając komentarze i powiadomić, że rozdział dwudziesty jest "pod lupą", więc możliwe, że w przyszłym tygodniu go ujrzycie na swoje piękne oczęta. Nie chcę zaharowywać Fresh, która wkłada w naszą pracę siebie i połowę powietrza. Z tego co wiem rozdział sprawdzała w swoich godzinach szczytu. Dlatego błagam Cię: pierwsze miejsce szkoła, opowiadanie nie królik!
Jak zawsze liczę na Wasze komentarze, ja będę Waszą Bellą Wy moim Jacobem, nastrajajmy się nawzajem. Kocham Was i miłego czytania.
[link widoczny dla zalogowanych]
ROZDZIAŁ DZIEWIĘTNASTY:
"Jakaś część ciebie wciąż we mnie żyje. Nawet gdybyś ty odszedł, ta część by została. Tkwisz we mnie. Jestem twoim odbiciem, ty jesteś moim, żadne z nas nie może już istnieć oddzielnie."
Nie wracając do punktu wyjścia, mogę spokojnie powiedzieć, że kiedy jutro otworzę oczy, zobaczę świat z zupełnie innej strony. Tak okropnie czystej.
Ta perspektywa wpłynie we mnie i rozleje się po wszystkich komórkach, sprawiając, że będę mógł się uśmiechnąć. Jaka szkoda, że nie zobaczyłem tego kilka miesięcy temu.
Byliśmy zupełnie szczęśliwi myślą o tym, że nikt nas do niczego nie przymusza, że możemy zrobić to po swojemu – no cóż, to nas nastrajało. Bez jakichkolwiek obiekcji wyszedłem z Bellą na dwór, olewając szkołę i mentalnie trzymając ją za rękę. Wśród wszystkich niebezpieczeństw najgorszym jest bezpieczeństwo – nigdy nie wiesz, kiedy się skończy. Jednak w tym momencie liczyło się to, że zupełnie nie mieliśmy pojęcia, co jeszcze nas spotka. Bo kto wiedział?
Mógłbym mieć zatraconą nadzieję. Niewysłuchaną modlitwę. Mógłbym zostać w tym okropnym stanie. Mógłbym, ale teraz miałem pewność, że nie muszę. Byłem całkowicie świadomy tego, że jeszcze coś zostało.
- Pokłóciłem się z nią – powiedziałem.
Westchnąłem głośno na wspomnienie tego, co się stało. Już nad tym nie płakałem. Miałem za sobą wszystko, co potrzeba, żeby stać się wrednym typem. Zanurzając się w żalu po stracie, dałem sobie radę właśnie w tej chwili. Wiedziałem, że jeżeli zadzwonię jutro do Belli, to postąpię całkowicie dobrze. Zgodnie z regułami, które tak często łamałem.
Ja zwyczajnie musiałem się z nią spotkać. Po to, aby zobaczyć. Dopatrzeć się tego, co było tak bardzo odległe. Mogłem wstać rano i spojrzeć w niebo ze stwierdzeniem, że jest absolutnie idealne.
Poznając Bellę, zdobyłem niezbędną wiedzę. Skuty myślami o tym, że mogłem otworzyć oczy dużo wcześniej. Wyzbyć się myśli, które wypalały mnie absolutnie i doszczętnie. Miałem wrażenie, że właśnie wkroczyłem na właściwą ścieżkę, że zacząłem poznawać te zupełnie inne warianty, których wcześniej nie brałem pod uwagę.
Miałem wrażenie, że zmierzam do domu.
Melanie nie żyła, a ja nigdy nie miałem być taki sam, jak kiedyś. Może podobny, jednak choroba zmiażdżyła moją wątpliwą normalność. Zostawiła tylko jej głęboko ukryte ostatki z niemrawą namiastką dobroci.
Zaciągnąłem się papierosem i podając mojej towarzyszce, wypuściłem siwy dym. Przejęła go bez wahania, ale wciąż z tą swoją ostrożnością.
- Dlaczego? - zapytała, patrząc na mnie zaciekawiona.
Wzruszyłem ramionami i zsunąłem się na ławce, zakładając dłonie za głowę. Teraz mnie przewyższała, siedziała po turecku.
Co miałem jej powiedzieć? Sam nie znałem dokładnej odpowiedzi. Przez moją głupotę.
Spojrzałem na nią, a ona wyczekiwała odpowiedzi z przymrużonymi oczami i zaciśniętymi ustami. Założyła za ucho kosmyk swoich długich, brązowych włosów. Złapałem się na tym, że zastanawiam się nad tym, jakie w dotyku są jej delikatne loki? Jakiego są zapachu? Czy będą przelewać się przez moje palce, kiedy złapię je w garść?
Była taka śliczna. Śliczna? Skąd mi to przyszło do głowy?
Jestem cholernie nienormalny.
- Zazdrość – podsumowałem.
Nie powiedziała nic, a swoim milczeniem dawała mi do zrozumienia, że chce znać dalszy ciąg.
Odchrząknąłem i kontynuowałem:
- Byliśmy na imprezie – zacząłem – u mojego kolegi Collina. I Mel, tak miała na imię... wydawało mi się, że... flirtowała z takim jednym.
Ponownie próbowałem wybadać jej reakcję i zauważyłem, że skupiała się na słowach, które wypływały z moich ust.
Chciała poznać historię, a ja chciałem, żeby wiedziała.
- To był gość. Przepisowy przystojniak z kupą kasy. Każda dziewczyna by na niego poleciała. Potrafił grać na gitarze i robić – zastanowiłem się, marszcząc brwi – takie... małe, papierowe – sapnąłem sfrustrowany, bo nie mogłem znaleźć właściwego słowa.
Bella wydała z siebie chichot, a ja uniosłem kącik ust, ponieważ uwielbiałem ten dźwięk.
- Origami? - podpowiedziała.
- Tak, właśnie to.
Skinąłem głową.
- Później zrobiłem jej potworną awanturę. Powiedzieliśmy o milion słów za dużo i to było...
Nie dokończyłem. Nie potrafiłem. Chociaż kiedyś oddałbym wszystko za to, żeby wrócić do mojego starego życia. Teraz tego nie potrzebowałem.
Byłem we właściwym miejscu. Z właściwą osobą. Ona się mną zajmie. Nawet jeżeli mój przystanek oznaczał twardą ławkę w Central parku, to mogłem tutaj zostać. Obżerać się frytkami, pić colę i umrzeć z wycieńczenia. Byłem gotowy i zadowolony.
Wiedziałem, że z Bellą postawimy na zasadę „zero presji i wstydu”.
Usłyszałem, jak wzdycha ciężko, przeżywając moje milczenie.
- Co się z nią stało, Jacob? - zapytała szeptem.
Spojrzałem jej w oczy, przełykając głośno ślinę.
Stoję w czarnym garniturze. W gardle mam gulę, potwornie ciężką i niesmaczną, nie potrafię jej przełknąć. Wbijam pusty wzrok w trumnę. Ciemną, straszną. To w niej spoczywa dziewczyna. Jest piękna. Chociaż twarz ma bez wyrazu, oczy zamknięte, policzki bez rumieńców – nadal jest piękna.
Jedyny śmiech, który pragnę teraz usłyszeć – ucichł na zawsze. Jedyny głos, który naprawdę pieścił moje uszy, został pochłonięty przez ciemną dziurę. Właśnie zakopują jedyną twarz, za którą kiedykolwiek naprawdę tęskniłem i po której tylko tęsknota mi została.
Wzdycham ciężko i biorę w garść piasku, rzucam go w otchłań.
Kiedy wszyscy odchodzą, kucam przy grobie i mieszam ziemię ze łzami.
- Ona... miała lekką nerwicę, to znaczy tak mówili, ale chyba była wystarczająco silna, żeby... - urwałem, marszcząc brwi.
Potarłem czoło, wyzbywając się w ten sposób niepotrzebnych łez.
- Powiesiła się, miałem bardzo... To zwyczajnie... - nabrałem głęboko powietrza w płuca – Mogłem jej nie denerwować – zakończyłem.
Jeżeli ginie ktoś bliski – obwiniamy się. Nie wiadomo dlaczego tak jest, w jaki sposób pracuje wtedy nasz mózg. Jednak zawsze pozostają zdania „mogłem coś zrobić”, „gdybym tylko wiedział, gdybym słuchał uważniej”.
Ale prawda jest taka, że nigdy nie jesteś w stanie tego przewidzieć. Nie potrafisz czytać między wierszami. Zawsze jest tak, że jeżeli nie jesteś podejrzliwy lub nie masz do tego powodów, nigdy nie patrzysz uważnie. Twój wzrok niewinnie prześlizguje się przez pozornie niewinne sytuacje. Nie widzi najistotniejszego.
- Zawsze będziesz się obwiniał – stwierdziła Bella.
Nie próbowała dodać mi otuchy, w żaden sposób zmniejszyć moją winę. Nie starała udowadniać, że w tej sytuacji nie miałem niczego do zrobienia, że nie mogłem jej wtedy zatrzymać.
Nie robiła tych rzeczy i dlatego udowodniła mi, że jest prawdziwym... cudem. Doskonale znała moje myśli, uczucia, nie próbowała odwodzić mnie od tego wszystkiego.
Nie mógłbym teraz nawet myśleć o dalszej porażce. O tym, jak mój styl bytu z każdym dniem udowadniał mi, że jestem nikim. O tym, dlaczego stałem się taki, jaki się stałem, bez najmniejszej nawet alternatywy. Badacz i działacz w jednym, bez stałego gruntu. Nie potrafiłem teraz myśleć o żadnej z tych rzeczy.
Zwyczajnie zrobiłem sobie zajebiście długą nić zaufania.
- Będę – zagrzmiałem, pewny tego jednego słowa. - Jak było z tobą?
Powoli odetchnęła, jakby chciała zyskać na czasie.
- Zachorowałam na depresję.
Zadarła podbródek, a jej oczy stały się puste, jakby wracała do wspomnień. Kiedy zmarszczyła brwi, wiedziałem, że powroty były dla niej bardzo bolesne.
- Przyjaciółki martwiły się o mnie. Bardzo przejmowały się tym, że prawie nic nie jem, nie wychodzę z domu. Byłam taka... sfrustrowana - przy ostatnim słowie jej głos zadrżał.
- Sfrustrowana? - zdziwiłem się.
- Tak, właśnie. - Wyglądała, jakby rzucała sobie jakieś wyzwanie.
Nie zrozumiałem tego. Nie wiedziałem, jak to z nią jest, jak było. Co doprowadziło do tego, że taka się stała.
Nie znałem żadnej odpowiedzi, a pytania bombardowały mnie z każdym jej słowem. Za każdym razem, gdy łapałem jakieś nowe informacje, chciałem wniknąć w szczegóły. Jednak nie robiłem tego, milczałem, chciałem, żeby powiedziała jak najwięcej. Z własnej woli.
To dziwne, ale wyłapywałem jej cierpienie, chłonąłem jak powietrze, chcąc zostawić go w niej jak najmniej. To pewne, że nie zasłużyła na nic z tych rzeczy, które ją spotkały. „Nie tak miało być, do cholery. Jak można robić to takiej niewinnej istocie. Co, Boże?” - zadrwiłem w myślach.
- Zwyczajnie chciałam, żeby się odczepili. To nie ich sprawa, to moje życie. Jeżeli się zabiję, to nie oni umrą. Rozumiesz? - Spojrzała wprost na mnie, a w jej oczach dostrzegłem błaganie.
- Tak – odrzekłem.
- A później oni zrobili... to! - zaczęła krzyczeć. - Nie wiem, dlaczego zgodziłam się na coś takiego! - jej głos zadrżał.
Zauważyłem, że jej ręce zaczynają się trząść. Widziałem, jak się krzywi, to był okrutny widok. Patrzyła się tępo w ziemię, ze złączonymi brwiami i zaciśniętymi ustami, jej oczy błyszczały. To była właśnie ta twarz. Ta, którą pokazała mi w zaufaniu, która należała do kogoś w niesamowitej melancholii.
W tym momencie zacząłem odczuwać jej męki. Bolało niesamowicie, a każdy jej jęk rozpaczy wbijał się we mnie i zostawał. Więź łącząca mnie z Bellą stawała się gruba i silna.
Zaczęliśmy budować całkiem nowy mur. Tylko wokół nas.
Zorientowałem się, że od dzisiaj nie liczą się ani nasi rodzice, ani Kate, ani Jasper, ani żaden inny człowiek. Tym razem jest tak, jakbyśmy istnieli tylko my. Nasza dwójka była idealnym przykładem odnalezienia, wsparcia i zaufania.
- Jechaliśmy samochodem i... i piliśmy alkohol, braliśmy narkotyki! - wrzeszczała, silnie gestykulując. - Później był wypadek i wybuch, i wszystko... - urwała, zanosząc się szlochem.
Po chwili dodała ciszej, jakby żałowała swojego nieopanowania.
- Wszystko stało się tak zajebiście skomplikowane.
Spojrzała na mnie zapłakana, wciąż ciężko dysząc. Pociągnęła nosem i podciągnęła kolana pod brodę, opatulając je swoimi małymi ramionkami.
Zagryzłem wargę. Ta chwila była tak cholernie przesycona emocjami. Emanowała goryczą, a pytania i odpowiedzi skwierczały w powietrzu, tworząc gęstą atmosferę. Wyciągnąłem z kieszeni paczkę papierosów i podałem jej ostatniego. Spojrzała na białego, małego mordercę i zmarszczyła brwi.
- Przecież to... - zaczęła.
- Podzielisz się ze mną, wiem, że mieliśmy oszczędzać, ale potrzebujesz go – stwierdziłem, przysuwając jej fajkę bliżej twarzy.
Wzięła go i odpaliła zapalniczką, którą wyjęła z kieszeni kurtki. Zaciągnęła się mocno.
Wir myśli mógł nas pochłaniać w każdej chwili. Bez przerwy, ale tak naprawdę zawsze będziemy wiedzieć, jakie są nasze myśli. Wzajemna akceptacja, dwubój.
Byłem na to wkurwiony, to dziwne. Wiedziałem, że tak bardzo się przed nią wzbraniałem i nagle wszystko pękło, ukazując, jak bardzo jestem wybrakowany. Ludzie, którzy przeszli dzisiaj obok nas, są tak strasznie nieświadomi, nie wiedzą niczego. A ty ile razy przechodziłeś obok dwójki takiej, jak nasza? Czy kiedykolwiek zwróciłeś uwagę na zwykłego człowieka, który jest taki tylko pozornie? Czy kiedykolwiek zauważyłeś, że ktoś jest po silnym wstrząsie? Nie?
To może inaczej, czy nigdy nie widziałeś, że ktoś właśnie się odnalazł? Że odszukał tą jedyną osobę, która go rozumie ot tak? Na pewno widziałeś, tylko nie patrzyłeś. Właśnie w tym sęk – ludzie nie patrzą dokładnie.
Z początku było tak ze mną i Bellą. Nie widziałem tego, co może ze mną zrobić, a ona tak uparcie nasuwała mi się na pole widzenia.
- A jak było z twoim tatą? - zapytała nagle.
Wzruszyłem ramionami i spuszczając głowę, wymamrotałem:
- To nic ciekawego – odparłem zgodnie z prawdą.
- Powiedz – nalegała, wypuszczając siwy dym z ust.
- Jak byłem mały, zachorował na raka, a później wykitował, ot i cała historia – podsumowałem.
- Nie rozpaczasz – zadeklarowała.
Prychnąłem.
- Nie był, ku***, najlepszym ojcem – zadrwiłem.
Pamiętam jak „tatuś” przychodził do domu po rzekomej pracy po godzinach. Zawsze krzyczał na mamę, że jeszcze nie śpię. A ja zwyczajnie nie chciałem spać, oglądałem bajki na swoim niewielkim telewizorku.
***
Właśnie leci „Struś Pędziwiatr”, uwielbiam tę bajkę. Siedzę przykryty pościelą i obgryzam paznokcie. Mama mówiła, żebym tego nie robił, sam nie wiem dlaczego. Śmieję się, kiedy struś ponownie ucieka kojotowi. Zawsze robi to w ostatniej chwili, nie pozwalając mu dokańczać swojego planu.
Słyszę, jak na dole z hukiem zatrzaskują się drzwi i po chwili do moich uszu dobiegają podniesione głosy rodziców. Dlaczego tatuś tak krzyczy? - myślę i stawiam swoje małe stopy na zimnej podłodze. Nie zawracając sobie głowy kapciami, które zginęły gdzieś pod łóżkiem, idę w stronę drzwi i przekręcam gałkę. Wychylam głowę przez uchylone drzwi i nasłuchuję.
Wzdrygam się, kiedy na dole rozlega się odgłos tłuczonego szkła.
- Nie wkurwiaj mnie! - dociera do mnie głos taty.
- Przestań tak mówić! Nigdy cię nie ma! - moja mama ma głos, jakby płakała.
Czuję, jak drży mi warga i zaczynają piec oczy.
- Mamusiu! - wołam płaczliwie.
Zalega cisza, ale ta zostaje szybko przerwana hukiem taty:
- Idź spać, gówniarzu!
- Nie mów tak do niego! - wrzeszczy moja mama.
- Zamknij się, nawet nie potrafisz zająć się dzieckiem!
Na dole rozlega się dźwięk szkła uderzającego o blat stołu. Nieposłusznie wychodzę na korytarz i staję na krawędzi schodów.
- Mamusiu!? - ponawiam wołanie.
Głośne prychnięcie ojca drażni moje bębenki w uszach i po chwili z salonu wyłania się twarz mamy.
- Skarbie, idź spać – szepcze, wycierając oczy i oglądając się nerwowo za siebie.
- Dlaczego tatuś tak krzyczy? - wypowiadam na głos.
Słyszę, jak sprężyny w kanapie jęknęły, jakby zostały uwolnione od dużego ciężaru.
- Zostaw go, ja się tym zajmę – szlocha mama, biegnąc w moją stronę.
Przed schodami pojawia się potężny mężczyzna, ma bardzo gniewny wyraz twarzy.
- Ja to zrobię – syczy.
Nie zważając na protesty żony, wdrapuje się po schodach, a ja, nie wiedząc co mnie czeka, cofam się do tyłu.
***
- Coś ci robił? - zapytała Bella, patrząc mi głęboko w oczy.
No tak, też pewnie bym tak myślał.
- Nie – zaprzeczyłem – nigdy mnie nie tknął. Po prostu... był nieobecny.
- Na zdjęciu w twoim pokoju wyglądał całkiem inaczej – stwierdziła.
Zaśmiałem się gorzko, a ona zarumieniła.
- To był jeden z jego dobrych dni. Nie było ich za wiele. - Zmarszczyłem brwi, przypominając sobie uśmiech mojego rodzica.
Bella zamilkła w zrozumieniu.
- Jacob? - wypaliła znienacka.
Moje ciało zadrżało. Wypowiedziane imię zabrzmiało tak niesamowicie i wyjątkowo. Poczułem, że jakiś dziwny dreszcz przebiegł przez moje kończyny. Wiem, że to nic takiego, żadna wielka sprawa, jednak czułem, że sytuacja ma jakieś drugie dno.
Zazwyczaj jest tak, że jeżeli coś cię zaskakuje, jesteś zdezorientowany – nie wiesz, co może się jeszcze wydarzyć, jakie rzeczy cię czekają. Tak powinno być z normalnym człowiekiem, jednak ja, Jacob Black, nie jestem normalny. Dlatego nie byłem też zdezorientowany, tylko tak zajebiście zadowolony.
Każdy ma własną definicję szczęścia. I jeśli moje imię padające z ust Belli, przesycone uczuciem, dobrym uczuciem – może mnie tak kurewsko ucieszyć, to co będzie z innymi rzeczami, na przykład z dotykiem jej malutkiej rączki? Przez te myśli można uznać mnie za nieźle świrniętego, ale mogę taki być.
Odkąd byłem w przyjacielskich stosunkach z tym skrzatem, mogłem być wszystkim.
- Mmm? - wymamrotałem, nie będąc w stanie wydusić niczego innego.
- Dlaczego jesteś dla mnie miły? - zapytała, zaskakując mnie swoim pytaniem.
Hmm, może dlatego, że mnie tak kurewsko fascynujesz? Albo jesteś taka zachwycająca i... wspaniała. Możliwe też, ale pamiętaj – tylko możliwe, że się w tobie zakochuję lub już zakochałem. W każdym bądź razie bardzo się sfrajerowałem.
- Pewnie dlatego, iż wiem, że mi pomożesz. Chyba tylko ty potrafisz to zrobić – oznajmiłem, nie chcąc jej wystraszyć zbyt śmiałą odpowiedzią.
Tak jest dobrze i bezpiecznie – pomyślałem, zmieniając pozycję na wygodniejszą.
- A ty dlaczego? - też byłem ciekaw.
Wzruszyła ramionami, spuszczając oczy i zaciskając usta.
- Pewnie z tego samego powodu.
Nie wiedzieć dlaczego, zrobiło mi się przykro. Swoim kłamstwem musiałem doprowadzić ją do takich samych myśli. Jednak chciałem, żeby mnie lubiła. W końcu tyle dla mnie znaczyła. Chciałbym, żeby kiedyś spojrzała mi w oczy i powiedziała, że jestem dla niej tak samo wartościowy, jak ona dla mnie. Być może wymagam za dużo, ale marzyć może każdy.
- I jeszcze cię chyba lubię. Tak jakby – wydukała nagle, zbijając mnie z pantałyku.
I ponownie poczułem ten, bądź co bądź, lekko wkurwiający dreszcz. I jeszcze coś zupełnie innego. Dziwne wywracanie w brzuchu, zupełnie jakby coś w środku latało. „Pieprzone motylki” - pomyślałem z zażenowaniem, łapiąc się w tamto miejsce.
- Ja też cię lubię – wyznałem, nie spoglądając na nią.
Bałem się wyrazu jej pięknej twarzyczki.
- Tak jakby – dodałem z opóźnieniem.
Tak jakby bardzo.
Tak, ta perspektywa bytu bardzo mi się podobała.
- Jestem głodna - zakomunikowała brunetka.
Zachichotałem, widząc absurd w tej poważnej sytuacji.
Teraz wiedziałem - utonąłem całkowicie i... byłem stracony. A to dlatego, że miała tak cholernie seksowny uśmiech i jeszcze ten nosek. No i była fascynująca i taka...
- Chodźmy. - Wstałem, ona poszła za moim przykładem.
Musiałem przestać myśleć.
"- A jeśli cię zabiję?
- Jeśli mam umrzeć, chcę umrzeć z twojej ręki. Twoja nieobecność będzie jak trucizna, ale mnie nie zabije. Zostań, proszę, zostań ze mną. Nie chcę innej kobiety. Nie chcę innego mordercy." |
Post został pochwalony 3 razy
|
|
|
|
Doris89
Nowonarodzony
Dołączył: 20 Paź 2009
Posty: 45 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Grudziądz
|
Wysłany:
Śro 20:35, 24 Lut 2010 |
|
Nie wiem co napisać... zbieram szczękę z podłogi...
Rozdział jest pełen głębokich, silnych i melancholijnych emocji...
Rozumiem uczucia związane z utratą bardzo bliskiej osoby, ponieważ sama straciłam kuzyna, który był moim najlepszym "przyjcielem" i nie jest łatwo przetrwać coś tak okropnego. Do dzisiaj mam takie chwilę, że niespodziewanie zamykam się w sobie i rozmyślam "co by było gdyby"...
Rozdział wzruszył mnie na całego.
Piszesz ogromnie realistycznie dzięki czemu pochłania się na jednym wdechu cały tekst.
Sorki za błędy bo pisze na pełnym żywiole...
Czekam na ciąg dalszy. WENY!!!
Pozdrawiam:) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Paramox22
Zły wampir
Dołączył: 15 Sie 2009
Posty: 281 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 32 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: znad morza... no prawie xD
|
Wysłany:
Czw 10:07, 25 Lut 2010 |
|
Mam wrażenie, że rozdziały są coraz lepsze. W ogóle to ich spotkanie, gesty, uczucia Jacoba rozwaliły mnie kompletnie. Jestem teraz całkowicie pewna, że będą razem, a przynajmniej mam taką nadzieję. Ale przecież muszą być razem, prawda? Ciekawa jet przeszłość Jacoba, ten rozdział to jakby dokładanie dopasowanie do układanki. Wcześniej podałaś nam jego historię, a teraz ją urozmaiciłaś, jakbyś dała brakujące kawałki do tej układanki. Świetnie opisałaś emocje Belli, jak zaczęła krzyczeć, silnie gestykulować.
Czuję się trochę w obowiązku skomentować Twoje słowa: " że koniec Was zaskoczy (niekoniecznie mile)". Nie lubię szczęśliwych zakończeń, kiedy czytam kolejną świetnie zakończoną historię, to mam ochotę krzyczeć (oczywiście są wyjątki, ale nieliczne). Jednak jest ale. Ostatnio zaskakuję samą siebie, nawet parę dni temu popłakałam się na filmie i nie zniosę nieszczęśliwego zakończenia. Jeśli zabijesz jakiegoś bohatera i dokładnie opiszesz jego śmierć, to na pewno będę płakać, więc nie rób tego!
Pozdrawiam,
paramox |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Annie_lullabell
Zły wampir
Dołączył: 07 Sty 2009
Posty: 292 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdańsk
|
Wysłany:
Czw 13:36, 25 Lut 2010 |
|
Strasznie podobal mi sie ten rozdzial. Byl taki nieprzewidywalny. Coz, troche mi szkoda, ze zblizamy sie do konca.. *lezka w oku* Naprawde przywiazalam sie do tego opowiadania i bedzie mi go brakowac.
Moge z czystym sumieniem przyznac, ze uwielbiam i ubostwiam twoich bohaterow i ta historie.
Bede z toba do konca i czekam dalej co sie wydarzy ;D
Pozdrawiam i weny zycze ;**
Annie |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Fresz
Gość
|
Wysłany:
Czw 14:48, 25 Lut 2010 |
|
Mmm... Nie wiem od czego zacząć, ale jakoś jednak trzeba. Choć nie skomentowałam poprzedniego rozdziału, ty i tak wiesz, że ja czytam. Dobrze, bredzę. To jest wręcz oczywiste Chcę tylko zaznaczyć, że nie czytam samym betowaniem. Nauczyłam się badać tekst na dwa sposoby, z czego w jednym przypadku sprawdzam błędy i te wszystkie duperele, a później wyłączam swoje 'uczulenie' i zagłębiam się w rozdział, wydarzenia, opisy... Powiem Ci też, Zmierzchowa Fanko, że nauczyłam się już na pamięć betowania Wypalonych. Wiem, że dziwnie to brzmi, ale kiedy dostaję nowe 'zlecenie' nie czuję tej iskierki, jaka pojawia się w przypadku rozdziału tego opowiadania. Poprawiając, czuję się jakbym nie była potrzebna. Z czasem zaczęłaś lepiej sytuować przecinki, co przywodzi na myśl powiedzenie, że człowiek uczy się całe życie. Choć pierwszy rozdział (tak, daawno to było ) czytało mi się dość ciężko, to teraz po prostu płynę wśród akapitów. Zaczynając nowe opowiadanie, nie wiemy, co będzie dalej i jak odbiorą to inni, boimy się. Pamiętam to wyczekiwanie, co chwilę odświeżałam stronę i sprawdzałam liczbę odwiedzin. Strach się przyznać, ale gdy zobaczyłam, że w temacie mojego opowiadania pojawił się komentarz, wyłączyłam komputer, bo bałam się, co w nim wyczytam. Myślę, że każdy 'pisarz' przechodził kiedyś coś podobnego. Teraz dla Ciebie jest to już rutyna, czyż nie? Wchodzisz, sprawdzasz. Wszystko każdemu się podoba. A autor zazwyczaj czuje niedosyt, bo chciałby usłyszeć słowa krytyki, rady... (Przepraszam, że tak lawiruję między określeniami Ciebie, mnie i przypadkowego autora, ale tak mi po prostu łatwiej.) Ale co je miałabym Ci w takim przypadku powiedzieć? Że postacie są płytkie? Że opisy są denne? Że nie ma sensu, abyś dalej pisała? (Teraz staje Ci serce.) Nie, nie powiem Ci tak, bo byłoby to kłamstwem i największym bluźnierstwem.
Czy dziwnym będzie, jeśli powiem Ci, że zaczęłam pisać ten komentarz już wczoraj? Tak, nad konstruktywnością w moim wydaniu muszę się troszkę napocić Skończyłam właśnie czytać dwie piękne książki. Warto, abym napomknęła coś o jednej z nich i, o dziwo, nie będzie to kolejna dygresja. "Jesienna miłość" Nicholasa Sparksa to piękna powieść. Styl autora urzeka mnie swoją prostotą i plastycznością. A wiesz, droga Zmierzchowa Fanko, o czym pomyślałam lustrując pierwsze akapity? Styl Sparksa skojarzył mi się z Twoim. Może to śmieszne, ale odniosłam takie dziwne wrażenie... Niby autor "Jesiennej miłości" nie rozwodzi się nad kształtem, kolorem i teksturą każdego przedmiotu, ale kolejne akapity utwierdzają w przekonaniu, że lepiej być nie mogło. U Ciebie jest podobnie. Wystarczy, że zaznaczysz delikatnie opis, a moja wyobraźnia dośpiewuje sobie resztę.
Dziękuję za tę reklamę przy poprzednim rozdziale. Jak Ty to robisz, że jak przeczytam Twój wstęp, to zawsze się uśmiecham? Tak jakby skrywało się w nim słońce. Wiem, znowu głupie skojarzenie, ale na swoją obronę mam to, że mi nawet muzyka Chopina pszczoły ostatnio przypomina
Faktem jest to, że z rozdziałem dziewiętnastego rozdziału trafiłaś na czas najwyższej gotowości, a mianowicie trzy dni sprawdzianów i kartkówek. Teraz, mam nadzieję, będzie już troszkę spokojniej Gdy rozdziały pojawiały się bardzo często, miałam akurat ferie
Czyli mówisz, że Wypaleni mkną ku końcowi... Trudno będzie mi się z nimi rozstać... Gdy pomyślę, że już nie otrzymam PW z rozdziałem do poprawienia, czuję mrowienie na plecach. Muszę Ci powiedzieć, że nie tylko spodobali mi się Twoi bohaterowie, ale czuję jakbym się z nimi zaprzyjaźniła. Mam wrażenie, jakbym była ich znajomą, jakby oni byli moimi znajomymi... Zakochałam się w wykreowanym przez Ciebie Jacobie, choć w sadze go nie lubiłam. To opowiadania sprawiły, że zmieniłam stosunek do niektórych bohaterów.
Z ostatnimi rozdziałami utwierdziłam się w przekonaniu, że oba 'kloną' lgną ku sobie, zatracając się w chęci pełnego wyzdrowienia. Myślę, że na temat Jacoba i Belli powiedziałam już w komentarzach wiele, ale każde rozdziały przynoszą coś nowego, zarysowują nową cząstkę charakteru. Budujesz rozdziały tak, że po każdym chce się od razu następnego. Mam nadzieję, że kolejne części będą pojawiać się dość szybko. Ale z drugiej strony chciałabym cieszyć się Wypalonymi jak najdłużej...
Myślę, że Bella i Jacob zaczynają coś do siebie czuć... Coraz dokładniej to zakreślasz. Aż dziwi mnie, że gdy piszesz o Jake'u, to chciałabym go złączyć z Bells. Leczy kiedy opisujesz zachowanie Jaspera, to mam takie same odczucia... Wiem, że i tak będziemy musiały pogodzić się z Twoim wyborem I dobrze, bo, w gruncie rzeczy, ja nie nie potrafiłabym się zdecydować...
Kończę już moją wypowiedź, której większą część zajmują głupoty. Mam nadzieję, że dobrnęłaś do końca, i jednocześnie przepraszam, ż napisałam tak mało o samych rozdziałach.
Życzę weny i pozdrawiam,
Fresh |
|
|
|
|
Juliann
Człowiek
Dołączył: 05 Wrz 2009
Posty: 74 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z kątowni:)
|
Wysłany:
Czw 15:39, 25 Lut 2010 |
|
Wiesz co? Ja to już nie wiem jak mam skomentować to co tworzysz. To znaczy ciężko mi dobrać słowa, które by odpowiednio określały jak widzę, jak odbieram Twoje dzieło. Może tak... biorąc pod uwagę, że już zmierzasz ku końcowi, bohaterowie zaczynają odnajdywać siebie, itede, myślałam, że będzie bum jak w znacznej części ff, które przeczytałam i w ogóle hepi szoł. A tu proszę... Zaczęłam czytać - naprawdę cieszę się z tego. Czułam, że to będzie coś innego, że się nie zawiodę. Nadal świetnie opisana gra emocji, nadal w żadnym stopniu nie wiem, co może być dalej, nadal przywoływane są wspomnienia.
Tradycyjnie - weny :D |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Fresz
Gość
|
Wysłany:
Czw 19:13, 25 Lut 2010 |
|
Wracam, przemagając się, i wklejam coś, co 'stworzyłam' parę godzin temu. To ta niespodzianka, którą kiedyś chciałam Ci zrobić, ale nie miałam niestety weny. Pamiętaj, Zmierzchowa Fanko, że nie robię tego dla pochwały - i tak mi już ich dużo przyznałaś - ale dlatego, że... tak czuję. Po prostu. Wiem, że wiersz nie jest za dobry, ale to był impuls, który widocznie trwa nadal, bo wysyłam właśnie tę wiadomość... Może do historii Wypalonych pasowałaby biała poezja, ale wiem, że sama też mogłabyś ją napisać, a ja dopiero niedawno przekonałam się do rymów
***
Pamiętam pierwsze spotkanie,
lecz jak przez mgłę słowa.
Zaczęliśmy nasze poznanie,
teraz zaczynamy od nowa.
Spoglądam wstecz i widzę siebie,
biedną, zbłąkaną dziewczynę.
Chciałam znaleźć się w niebie,
za niemoc teraz się winię.
Obojętnym okiem patrzyłem
na kobiecą sylwetkę twoją.
Chamsko wszystko robiłem.
Bo oba ciała się boją...
Znalazłam przyjaciela
i jemu wyznałam swe żale.
A Ty mnie zacząłeś uwierać
i nie znosiłeś mnie dalej.
Próbowałem oszukać swą duszę
i nie być blisko dziewczyny,
o której myślałem, że uduszę,
gdy jeszcze się zobaczymy.
Poznałam tajemnicę skrywaną
pod pseudonimem dupka.
Tylko Tobie samemu znaną.
Poznałam Ciebie, głupka.
Bałem się, gdy pojęłaś,
że nasze życia coś łączy.
Swymi dłońmi objęłaś
mnie niczym moc pnączy.
Przyszedłeś mi na ratunek,
gdy tego potrzebowałam.
Zaniosłeś jak pakunek,
a ja się nie opierałam.
Naprawdę się martwiłem
tym, że coś Ci grozi.
Z adrenaliną we krwi,
mogłem Cię nawet nosić.
Jazz wpadł na pomysł
i o nim poinformował.
Ja wysnułam swój domysł,
choć byłam na to gotowa.
Wiadomość dała nadzieję,
której nie czułem od lat.
Myślałem, że życie odmienię
i oszpecę je z wad.
Dałeś mi szansę na kolejne dni,
chciałam... miałam dla kogo żyć.
Czułam, jak umysł mi ćmi.
Zechciałam z Tobą być...
Teraz dalej w to brniemy,
w bitwie o życie walczymy.
Dobrze o tym wiemy,
wygramy, wszystko zrobimy... |
|
|
|
|
Misty butterfly
Wilkołak
Dołączył: 07 Lis 2009
Posty: 228 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 11 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pią 18:23, 26 Lut 2010 |
|
Przepraszam, przepraszam i blagaam o wybaczenie za nieskomentowanie tego rozdzialu Poprstu brak czasu dal mi sie we znaki...
No a teraz do rzeczy..
Oczywiscie mi sie podobalo jak wszystko co napiszesz, bo..porostu kocham Wypalonych
Faktycznie tak jak powiedziala Bella rozmowa byla szczera...
On opowiedzial jej o swojej przeszlosci ona odkrykla przed nim swoje koszmary...
Ten fragment z dziecinstwa Jacoba bardzo poruszajacy, male przestraszone, nieswiadome niczego dziecko, nie wie czemu rodzice sie kloca, i niestety tak jest w wielu rodzinach...
Ja tak samo jak Bella myslalam ze Jake byl w dobrych stosunkach z ojcem.
Chyba cos jest w powiedzeniu, ze z rodzina wychodzi sie dobrze tylko na zdjeciach...
I wspomnienia z pogrzeby Mell, tak mi sie smutno zrobilo ;(
Teraz wiadomo o co poszlo, czemu sie zabila..Ciekawa jestem czy naprawde flirtowala z tym chlopakiem czy to tylko mlodziencza zazdrosc ze stronyJacoba i zbyt duzo sobie wtedy wyobrazil?
Coz moze sie dowiemy moze nie...jak narazie jestem strasznie ciekawa co sie dalej wydarzy
P.S. Fresh wiersz absolutnie cudowny
Pozdrawia Misty Butterfly ;* |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
esterwafel
Wilkołak
Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 181 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Czw 0:27, 11 Mar 2010 |
|
Tak często wchodziły rozdziały, a teraz cisza. Czekam na kolejne, bo wciągnęło mnie to opowiadanie. Jest inne niż reszta, która jest umieszczana na tej stronie i chyba dlatego mi odpowiada. Przede wszystkim nie jest przesycone seksem i Edwardem, za co jestem wdzięczna. Nie mogę się doczekać kolejnego :D |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Zmierzchowa fanka
Wilkołak
Dołączył: 15 Maj 2009
Posty: 103 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 41 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Spod pióra S. Kinga
|
Wysłany:
Pią 20:44, 19 Mar 2010 |
|
Drogie moje cudowne Dziołchy!
Odpisuję Wam ja, okropna, śmierdząca kobieta, autorka powyższego tekstu. Na początek mam dla Was kilka informacji.
Po pierwsze, przysięgam na bijące serducho mojego psa, którego kocham, kolejny rozdział będzie jutro. Jeżeli nie, to pozwolę rzucić Wam fochem jak stąd do Forks i wypiąć się na mnie, Bellę, Jacoba, Jaspera i gdzieś wplecionego Edwarda. Mój wredny tyłek pracuje ciężko i jeszcze ciężej nad tą żałością, którą, mam nadzieję, pokochacie.
Po drugie mam przyjemność ogłosić, że przedłużam opowiadanie, gdyż nie chcę "urywać" końca, to byłoby okrutne. Jak już gdzieś Wam wspominałam, jestem niesamowicie niezdecydowaną osobą i zakończenie zmieniam co chwilę (tak, wszystko mam napisane). Warianty epilogów są bardzo liczne. Wszystko mi się dłuży, dlatego musiałyście tyle czekać.
Po trzecie, chcę przeprosić mojego Fresza - betę, ponieważ zaharuję biedaczkę na śmierć. Przykro mi kochana, ale chyba zostaniesz z nami trochę dłużej.
Wiem, że możecie mnie znienawidzić i powyzywać od trolli, ale jestem kobietą, która w ciągu godziny zamieni żółty w czarny i na odwrót. Zwyczajnie mam problem z konsekwentnością - mam to po mamusi.
Po piąte, chcę podziękować Freszowi(?) i wyznać jej publicznie miłość. Nadal nie mogę przestać czytać tego co stworzyłaś, a zwyczajne dziękuję już nie wystarcza. Milczę więc.
Na koniec chcę Wam poprawić humor i trochę udobruchać, dlatego przedstawiam Wam sam seks pod postacią głosu.
[link widoczny dla zalogowanych] |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Misty butterfly
Wilkołak
Dołączył: 07 Lis 2009
Posty: 228 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 11 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pią 22:09, 19 Mar 2010 |
|
Poprostu idealne zakonczenie tego dnia
Nawet nie wiesz jak sie ciesze, ze zostajesz z nami na dluzej, bo cztania "Wypalonych" nigdy nie mam dosyc
Uwielbiam Kings of Leon, i jakos tak zawsze traficie z soundtrackiem zeby oddawal klimat rozdzialu....
No nic czekam cierpliwie do jutra... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
esterwafel
Wilkołak
Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 181 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pią 22:50, 19 Mar 2010 |
|
Uwielbiam Twoje opowiadanie, więc nie mam za złe, że zostajesz dłużej. Wręcz przeciwnie, zła byłabym jakbyś szybko urwała. Już nie mogę się doczekać dalszej części. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Zmierzchowa fanka
Wilkołak
Dołączył: 15 Maj 2009
Posty: 103 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 41 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Spod pióra S. Kinga
|
Wysłany:
Sob 13:45, 20 Mar 2010 |
|
Przedstawiam Wam kolejny rozdział, mam nadzieję, że nie zawiodę. Oczywiście liczę na Wasze komentarze.
Beta: Fresh
[link widoczny dla zalogowanych]
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY:
"Najlepszym przyjacielem jest ten, kto nie pytając o powód smutku, potrafi sprawić, że znów wraca radość."
Nie byłam ograniczona, wręcz przeciwnie. Bardzo powoli uwalniałam się z łańcuchów. Prawdziwe, niesfałszowane, szczere sytuacje zaczynają zajmować sporą część mojego życia, które pokochałam. Wzięłam je z całym zapasem, a nawet z dodatkowym asortymentem na gorsze dni – Jacobem.
Okrucieństwo polega często na wielu rzeczach. Obojętności, braku akceptacji, znęcaniu się. Każda z nich jest tak samo bolesna. Ja w tej chwili odczuwam zupełnie inny rodzaj okrucieństwa. Bezpardonowy Jacob milczy.
Chcę mu się podobać. Pierwszy raz od „tamtego czasu” pragnę, żeby ktoś zwrócił na mnie uwagę.
Założyłam ręce na piersi, i niczym rozwydrzona księżniczka rzuciłam pełne wyrzutów spojrzenie. Oczywiście on na mnie nie patrzył.
Spójrz na mnie i powiedz, że jestem ładna. Popatrz mi w oczy i zwyczajnie powiedz, że ci się podobam. No już - to nie musi być prawda. Powiedz to, wydukaj w końcu. Dlaczego nie chcesz na mnie spojrzeć? Tutaj jestem. Zobacz mnie, proszę. Nie, zostaw ten kamień, odłóż go i rzuć okiem w moją stronę.
Jednak ani ja nie wypowiedziałam tych słów na głos, ani Jacob nie wykonał mojej prośby. Podniósł kolejny z rzędu kamień i zamachnął się nim w stronę rzeki, ten wylądował z pluskiem. Miałam nadzieję, że nie zabił żadnej ryby. Siedzieliśmy tutaj od pół godziny, z pełnymi brzuchami po bardzo sytym obiedzie. Chociaż przyznam szczerze, że nie mogłam skupić się na jedzeniu, ponieważ Jacob, przeżuwając, wciąż zadawał pytania. Nie były jakoś specjalnie trudne, ale i tak musiałam zastanawiać się nad odpowiedzią. Kolejnym utrudnieniem było to, że chociaż mój towarzysz jadł, delikatnie mówiąc, jak świnia i nie chodzi mi tutaj wyłącznie o technikę, ale też o ilość - cholernie mi się to podobało. Przyznam szczerze, że zupełnie nie wiem co faceci mają z tym jedzeniem – wpierniczają za całą jednostkę wojskową.
Skończyło się na tym, że wreszcie odsunęłam od siebie talerz, ponieważ zdjął bluzę, mówiąc, że jest gorąco. I dopiero wtedy zauważyłam, że rzeczywiście jest dość parno, ale byłam przekonana, że powodem tego nie była klimatyzacja lub jej brak. Widok jego mięśni skutecznie odstręczył mnie od jedzenia – nie mogłam robić dwóch rzeczy naraz, prawda? Nie licząc moich palących rumieńców, można powiedzieć, że zachowałam spokój.
Zagryzłam wargę, zbierając się na odwagę, żeby przerwać ciszę. W tym czasie wielkie ręce Indianina macały trawę w poszukiwaniu kolejnego miniaturowego głazu, z jego posturą i siłą mógł sobie nawet na nie pozwolić.
- Myślisz, że to się uda? - zapytałam, nie patrząc w jego stronę.
Przerwał swoje łowy i poczułam, jak jego oczy świdrują mi policzek. Cisza trwała za długo – powiedziałam coś złego? Czy to go rozwścieczyło? Nie chciałam, żeby się na mnie gniewał.
- Oczywiście, że tak – odparł niesamowicie pewny swoich słów.
Powiedział to, żeby dodać mi otuchy, czy naprawdę tak myślał? Może chciał okłamać nas oboje? A dlaczego ja wciąż zadaję głupie pytania? Zamknij się, Swan, i przestań się nakręcać! - skarciłam się w myślach.
Skinęłam głową, tym samym odpowiadając jemu i swojemu mentalnemu „ja”.
- A dlaczego jesteś tego taki pewien? - wałkowałam dalej ten temat, wiedząc, że w każdej chwili frustracja Jake'a może ujrzeć światło dzienne.
Po prostu stąpałam po bardzo cienkim lodzie.
- Bo to dotyczy naszej dwójki - jego cichy głos, połączony ze znaczeniem tych słów sprawił, że nieco zadrżałam.
Z zadowolenia.
Człowiek może niezauważalnie prześlizgiwać się przez życie. Nie reagować na bodźce płynące z otoczenia. Ociekać pasywnością i zadufaniem. Ale może też być zupełnie na odwrót.
Byłam tak kurewsko usatysfakcjonowana tą odpowiedzią, że mogłam...
Mogłam latać. Byłam pewna, że gdybym w tej chwili skoczyła z jakiegoś wysokiego budynku – poleciałabym.
Wznosząc się ponad nienawiść, okrążając wygaszone twarze. Miałabym miliony możliwości. Bez ograniczeń.
I wreszcie moglibyśmy być wolni.
Już jesteśmy.
Spojrzałam na falującą taflę rzeki Hudson i lekko uniosłam kąciki ust na wspomnienie mojej kąpieli.
- Dlaczego się uśmiechasz? - zapytał, unosząc swoje krzaczaste brwi.
Wzruszyłam ramionami.
- Kąpałam się tutaj. - Wskazałam brodą na rzekę.
- Serio? - zdziwił się.
Skinęłam głową.
Nastała cisza, pasowało mi to. Jak zdążyłam zaobserwować, z Jacobem pasowało mi prawie wszystko. Było mi z nim zwyczajnie dobrze.
- Czy powiemy o tym Kate? - zapytał po chwili.
Kłamstwo jest najczęściej najlepszym wyjściem. Chociaż wiem, że jeżeli raz w nie wdepniesz, będziesz brnąć już zawsze tą zawiłą ścieżką.
Jednak teraz miałam Jake'a, mogłam to zrobić.
Jestem nienormalna – pomyślałam.
- Mmm, myślę, że nie.
- Ja też – stwierdził.
***
Wirowanie jest coraz szybsze. Czuję, że zaraz będę wymiotować. Ściągam jedną nogę z karuzeli i przykładam do piasku, obracam się jeszcze kilka razy i staję. Czekam chwilę, aż dojdę do siebie, po czym schodzę i rozglądam się za przyjaciółmi. Widzę ich – rudowłosa, chuda dziewczynka, obok niej niski chłopak o blond włosach i pucołowaty sześciolatek z przydługą fryzurą. Siedzą w piaskownicy i rozmawiają o czymś, grzebiąc łopatkami w piasku. Podbiegam do nich, rzucają mi przelotne spojrzenie i wracają do przerwanego zajęcia. Zajmuję miejsce obok Lizzy.
- O co chodzi? - pytam, wyciągając zielone mini grabki z wiaderka Josha.
- Chłopcy chcą założyć bazę w tamtych krzakach, ale tłumaczę im, że nie zawsze chodzimy na ten plac zabaw.
- No i co z tego? My będziemy chodzić tu już zawsze. - Josh wydyma dolną wargę.
Lizzy prycha, jak na sześciolatkę jest nadzwyczaj sarkastyczna.
- Moja mama nie będzie chodzić tutaj wtedy, kiedy wy chcecie. - Patrzy wymownie na swoją rodzicielkę, pod której opieką się znajdowaliśmy. - To daleko. - Zakłada ręce na piersi, jakby oznajmiała, że dyskusja zamknięta.
- Zgadzam się z tobą – mówię.
***
Czy to źle, że uciekam we wspomnienia? Po raz setny spojrzałam na wyciągniętą w moją stronę dłoń Jacoba i kolejny raz przełknęłam głośno ślinę, próbując zebrać w sobie odwagę.
Już to kiedyś zrobiłam, ale wtedy było inaczej. Biłam się z myślami, chciałam sobie pomóc. A pomoc była w tej ciepłej, wielkiej, śniadej ręce. Znajdę tam bezpieczeństwo – wiedziałam o tym doskonale. Prostota tej sytuacji była tak trudna do opanowania. Nie mogłam kiełznać moich rozbieganych myśli, które cały czas próbowałam przestawić na właściwy bieg.
Podniosłam wzrok i skierowałam w kierunku twarzy Jacoba, patrzył na mnie. Kiedy trafiłam na jego ciemne tęczówki, dostrzegłam wiele emocji. Cała jego postawa emanowała spokojem, był niesamowicie rozluźniony, czego nie mogłam powiedzieć o sobie.
Zauważyłam, że kiwnął lekko głową. Drgnęłam, ale wciąż ściskałam dłonie pod pachami.
- Bello, spokojnie, Jake nie ma złych zamiarów, widzisz? - odezwała się Kate cichym, pełnym zrozumienia głosem. - Nie musisz się go bać – zachęcała.
- Nie popędzam – stwierdził brunet.
Owszem, nikt mnie do niczego nie pchał na siłę. Miałam tak wiele wyborów. Cała paleta możliwych sytuacji tańczyła mi w zmęczonej głowie i próbowała zwrócić na siebie uwagę.
Nie potrzebowałam innego miejsca. Jeżeli teraz znalazłabym się w innym świecie, żałowałabym. Osiągnęłam tak wiele. Przez ten cały czas, kiedy mnie nie było, a moje rozszarpane ciało wiło się w agonii – istniała ta alternatywa. Właśnie stanęłam oko w oko z tym, czego poszukiwanie zajęło mi tak wiele czasu.
Westchnęłam cicho i spuściłam głowę. Było mi tak strasznie przykro, że zachowywałam się jak zwykły tchórz.
- Przepraszam – wymamrotałam.
- Nie masz za co przepraszać – orzekł stanowczo chłopak, uprzedzając zdziwioną teraz Kate.
Spojrzałam w górę, napotykając jego twarz i ponownie nieznane uczucie rozlało się po mnie całej.
Jestem taka brzydka, zbezczeszczona w całości. Jednak każda komórka mojego ciała wyrywa się w jego stronę, więc dlaczego nie jestem w stanie ruszyć tą cholerną ręką?
Teraz wiem, że wartości, które jesteśmy zmuszeni przyjąć, nie zawsze są dla nas dobre. Wartości, które wyznaczamy sobie sami, są doskonałe. Idealne w każdym calu. Być może właśnie teraz przestają umykać mi te wszystkie ważne rzeczy.
Każdy człowiek jest skomplikowany. Każdy ma swoje zawiłe, pokręcone myśli, przyzwyczajenia i tradycje. Każdy jest inny. Każdy dąży do ideału, którego nie ma. I to jest dowód na to, że właśnie staję się człowiekiem.
W tym momencie robię się bardziej ludzka niż kiedykolwiek. Adekwatna jest właśnie ta sytuacja, w której ja trzęsę się przed wspaniałą dłonią Jacoba, a on przyjmuje to wszystko ze stoickim spokojem.
Wiem, że to musi się w końcu stać. Pewnie już dawno bym to zrobiła, gdyby nie moje postanowienie, że nie uronię ani jednej łzy strachu, no cóż, to zdecydowanie utrudnia mi zadanie.
- To nie takie proste, jak się wydaje – wytłumaczyłam mu.
Na Kate nie zwracałam uwagi. Nie liczyła się. Chociaż prawdą jest, że to ona w pewnym sensie wyprowadzała nas na prostą, to w tym momencie jej nie było.
- Domyślam się – skomentowała, a kąciki jego ust uniosły się leciutko.
Dlaczego on jest taki uroczy? To, że tak szybko z nienawiści przeszłam niemal na uwielbienie, może świadczyć o tym, że jestem nienormalna. Jednak nic nie poradzę na to, że działa na mnie jak... Zwyczajnie mnie przyciąga. To, że jest przystojny, nie ma nic do rzeczy, nie liczy się.
- Przepraszam – powtórzyłam.
- Bello! - warknął.
Podskoczyłam i skuliłam się.
- Jacob – powiedziała Kate karcącym głosem.
Odchrząknął.
- Po prostu nie przepraszaj – zwrócił się do mnie.
Skinęłam krótko, nadal trochę wstrząśnięta dźwiękiem jego donośnego głosu. Usłyszałam jego westchnięcie i odgłos zmieniania pozycji. Musiało być mu już niewygodnie, przez cały czas nachylał się w moją stronę z łokciem wspartym na udzie i wysuniętą dłonią.
- Czy wróciliśmy do punktu wyjścia? - zapytał.
Oczy rozszerzyły mi się ze zdumienia. Skąd przyszło mu to do głowy? Dlaczego wciąż byłam tą płochliwą sarną? Czy nie powinnam dawno oswoić się z leśniczym?
Nie mógł tak myśleć. Każda minuta to krok bliżej. Krok bliżej do niego.
- N... nie – wydusiłam.
Później wszystko zaczęło przebiegać w bardzo dziwny sposób. Nawet nie widziałam, kiedy moja zziębnięta dłoń pojawiła się między naszymi ciałami.
Nie zauważyłam, że bardzo powolutku przemierzał tę próżnię wypełniającą przepaść. Myśli przestały krążyć w mojej głowie. Zastała mnie pustka. Zupełna, ale też dobra. Zachowałam tylko ostatki zdrowego rozsądku, który pchał mnie bezlitośnie w stronę ociekającego nadzieją, ogromnego ciała. To było taki surrealistyczne, a jednak znajome. Jakbym pływała pomiędzy zjawiskiem deja vu i czymś zupełnie nieznanym i obcym. Jednak to nie było zupełnie obezwładniające, czułam, jak serce zaczynało wystukiwać nerwowy rytm jakby dźwięk bębnów afrykańskich. Gdzieś w zakątkach umysłu dało się słyszeć pulsowanie krwi. Bardzo wyraźne pulsowanie.
Dotknęłam opuszkami rozgrzanej skóry, a następnie wsunęłam całą dłoń do drugiej, należącej do niego. Do prawdziwej, ludzkiej, pięknej dłoni.
Wydałam z siebie głośne westchnienie na granicy szczęścia i zdziwienia.
- Zmieniaj moje życie – wyszeptałam, sama nie wiedząc kiedy, ale to były jedyne słowa, które przychodziły mi do głowy.
Poczułam cudowne wibracje rozchodzące się między naszą skórą i płynące prosto do mojego serca.
I kiedy napotkałam brązowe oczy, wypuściłam z kącika oka jedną, drobną łezkę. Kryształek szczęścia.
Najważniejsze jest to, że on mnie lubi.
I mogę spokojnie powiedzieć, że liczę na dużo więcej.
"By zapragnąć przyjaźni, nie potrzebujesz wiele czasu, lecz sama przyjaźń jest owocem, który dojrzewa powoli." |
Post został pochwalony 2 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|